Pliki cookie zawierają wyłącznie anonimowe informacje.
Jeśli chcesz zrezygnować z korzyści, które dają Ci pliki cookie, możesz to zrobić, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Tutaj dowiesz się, jak to zrobić.
Firmy planują masowe redukcje załogi, często na zapas, gdy ich sytuacja wcale nie jest zła – informuje „Rzeczpospolita”. Oznacza to, na pracowników już nie tylko przerzuca się koszty kryzysu, ale nawet ryzyka, że może do niego dojść.
Jak bowiem twierdzi cytowany przez dziennik Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu:
Często plany zwolnień mają charakter wyprzedzający, bo firmy zakładają spowolnienie wzrostu gospodarki. Chcą się po prostu przygotować na gorszy przyszły rok.
Takie podejście zdecydowanie krytykuje prof. Mieczysław Kabaj, ekspert Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych oraz członek Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN:
Reakcja firm, które przewidując trudności sięgają po zwolnienia grupowe i zmniejszanie zatrudnienia, jest typowo polskim zjawiskiem, wręcz obsesją. Nadal wiele polskich przedsiębiorstw traktuje pracowników instrumentalnie – nie stwarza im perspektyw rozwoju, nie zapewnia stabilności zatrudnienia i stosuje doraźne środki zamiast przemyślanych działań.
Tymczasem, jak zauważa ekspert rynku pracy
Jeśli obawy przed spowolnieniem okażą się na wyrost (…) to firmy, które teraz zwalniają pracowników, będą musiały szukać nowych ludzi, a potem ich szkolić, co oznacza spore koszty. Nie wspominając o problemach ze znalezieniem odpowiednich kandydatów. Z mojego doświadczenia pracy w Międzynarodowej Organizacji Pracy w Genewie wynika, że w takich sytuacjach dużo lepiej sprawdza się zasada opóźnionej reakcji. W takich krajach jak Japonia, Niemcy, Holandia czy Dania firmy nie sięgają od razu po zwolnienia, ale szukają innych sposobów ograniczenia kosztów, np. kosztów energii, materiałów, ogólnego zarządu. Ta zasada pozwala szybko zareagować na poprawę koniunktury, co może być trudne, jeśli firma, pozbędzie się dobrych ludzi.
Całość trafnie podsumowała w redakcyjnym komentarzu Anita Błaszczak, stwierdzając, że choć zrozumiałe jest dążenie firm do oszczędności, to
Może jednak dziwić, gdy głównym źródłem tych oszczędności są zwolnienia pracowników, których w górnolotnych prezentacjach firmy często określają jako swój „najcenniejszy kapitał”. Dlaczego więc tak łatwo się tego kapitału pozbywają?
Problem w tym, że nadal wielu pracodawców nie zna jego wartości – mierzenie zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki (wskaźnik HC ROI) to w naszych warunkach wciąż egzotyka. Zresztą rzadkością są nadal systemy wartościowania stanowisk czy strategie HR. Spora część firm jest nadal na etapie działu kadr, który pilnuje zwolnień i urlopów.
Tegoroczny raport Trendy HRM firmy doradczej Deloitte wykazał, że wielu pracodawców nawet nie wie, którzy pracownicy są kluczowi. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że pracownik często jest kosztem, którego cięcie nie jest wielkim problemem, no może administracyjnym (...)
Solidarność FAP od lat domaga się od dyrekcji, aby pracowników traktowała jako rzeczywisty kapitał ludzki, a nie elastyczny dodatek do linii produkcyjnej. Trzeba bowiem pamiętać, że wiara w tymczasowe rozwiązania i agencje pracy tymczasowej prowadzą co najwyżej do tymczasowych korzyści, a nie stabilnej pozycji rynkowej i zysków.
(inf)
MASZ CIEKAWĄ PROPOZYCJE
NAPISZ DO NAS!