Nasza strona internetowa wykorzystuje pliki cookie, m.in. do tego, aby wyświetlić dopasowaną ofertę oraz zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie, które wykorzystujemy w celu jej dostosowywania do potrzeb użytkowników. Nie musisz obawiać się o swoją prywatność.
Pliki cookie zawierają wyłącznie anonimowe informacje.
Jeśli chcesz zrezygnować z korzyści, które dają Ci pliki cookie, możesz to zrobić, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Tutaj dowiesz się, jak to zrobić.

Ankieta

Czekaj...

Tygodnik Solidarność

Tygodnik Solidarność

Rekreacja i kultura

W opracowaniu

 

Polak wytrzyma?

2014-02-15

Mówiliśmy Polak potrafi; teraz chciałoby się powiedzieć: Polak wytrzyma – stwierdza tygodnik „Polityka” podsumowując 25-lecie gospodarczej transformacji artykule „Zmęczeni kapitalizmem”. Pytanie jednak jest nie tylko „czy wytrzyma”, ale przede wszystkim czy polski pracownik i całe społeczeństwo musi ponosić aż takie koszty globalnego kapitalizmu? Czy rzeczywiście musieliśmy wybrać rozwiązania chińskie? Może lepiej byłoby sięgnąć po wzorce europejskie, np. skandynawskie?

Tygodnik przytacza badania firmy Kelly Services na co gotowy jest pracownik, przeprowadzone w 30 krajach. Okazuje się, że wśród 16 badanych państw europejskich Polscy nie mają sobie równych w poświęcaniu się dla pracy, a na świecie wyprzedzają nas nieliczni, głownie z Azji. Słowem naukowo zostało potwierdzone, że staliśmy się Chińczykami Europy.

26 proc. Polaków pracuje po godzinach, 23 proc. nocami, w weekendy albo po kilkanaście godzin bez przerwy. 58 proc. Polaków gotowych jest za pracą emigrować – tak jest tylko w Meksyku. 20 proc. pracuje w więcej niż jednym miejscu. Zresztą nawet jeśli za pracą się nie wyjeżdża, to bez szemrania się do niej dojeżdża: co trzeci Polak ponad dwie godziny, co piąty – ponad trzy.

Jednocześnie za swoje zaangażowanie, wysiłek i poświęcenie polscy pracownicy nie mają zapewnionych nawet stabilnych warunków pracy.

Według Komisji Europejskiej 27 proc. Polaków pracujących na umowach-zleceniach to największy wskaźnik w całej Unii (…) przed 25 rokiem życia stałej umowy o pracę w Polsce nie dostaje dziś praktycznie nikt, a potem – już tylko 40 proc. młodych wcześniej zatrudnionych.  

Czy zatem staliśmy się narodem pracoholików? Prof. Jacek Paluchowski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, znany badacz zjawiska pracoholizmu, zwraca uwagę, że polskie uzależnienie od pracy ma przyczyny zewnętrzne:

działa przymus ekonomiczny w czystej postaci: kredyty do spłacenia, dzieci do wykształcenia, wakacje do wyjechania. Tu nawet nie chodzi o rozbudzone aspiracje materialne, ale o godny standard. W końcu 8 proc. pracujących na pełnym etacie Polaków żyje w biedzie; tych na zleceniach dotyka ona w 28 proc.; 12 proc. wszystkich pracujących zarabia tyle, co na jedzenie i rachunki.  

W efekcie

Problemem w Polsce jest nadmierne obciążenie pracą, nawyk zostawania po godzinach, gaszenia światła po wszystkich, uwiązania do komputera.

Jednocześnie to właśnie patologiczny rynek pracy, zakładający stałe wysokie bezrobocie oraz niskie wynagrodzenia

wykształcił w Polsce takie osobliwości kulturowe, jak np. słoiki – młodzież, która pracuje w wielkich miastach (pracoholicznie), a na weekendy jedzie do swych domów rodzinnych po aprowizację. I kurczowo pracy się trzyma, bo alternatywą jest tylko emigracja. Wyjątkowo niski przyrost naturalny w Polsce to wynik splotu najrozmaitszych okoliczności społecznych i obyczajowych, ale jądrem tego supła jest niewyraźna perspektywy zawodowo: nie ma stałej pracy, nie ma kredytu, nie ma mieszkania – nie ma dzieci.

Okazuje się przy tym, że

Do trzydziestki ludzie wyznają jeszcze w badaniach, że najważniejsze są zarobki i dla lepszych natychmiast porzuciliby dotychczasowe zajęcie (80 proc.). Z wiekiem stabilność zatrudnienia i uznanie w pracy zaczynają odgrywać większą rolę (…)
Najmłodsi pracownicy są jednocześnie najmniej zaangażowani w swoją pracę – odsetek tych bardzo zaangażowanych wynosi 21 proc.

Natomiast są mocno niezadowoleni z warunków tej pracy.

Bardziej niezadowoleni niż średnio ich rówieśnicy z 29 krajów (GFK Custom Research) z takich zjawisk, jak: brak równowagi między pracą a życiem osobistym (ogółem 39 proc. – Polska 44 proc.); poziomem stresu w pracy (40 proc. – Polska 53 proc.); niepewnością zatrudnienia (33 proc. – Polska 37 proc.); presja, by zostawać po godzinach (31 proc. – Polska 34 proc.).

Jak zauważa prof. Krzysztof Jasiecki z Polskiej Akademii Nauk, autor obszernej pracy „Kapitalizm po polsku” te problemy nierozerwalnie wiążą się ze słabością reprezentacji pracowniczej w polskich zakładach pracy. W naszym kraju związki zawodowe

 obejmują swym zasięgiem 15 proc. pracowników. W Szwecji czy Finlandii należy do nich ponad 70 proc., a w Austrii czy Wielkiej Brytanii – po około 28 proc. Układami zbiorowymi – branżowymi czy zakładowymi – objętych jest 14-18 proc. pracowników w naszym kraju, w Skandynawii ponad 90 proc., w Niemczech 62 proc. Słowem, zdecydowana większość z nas, nawet pracując na etacie, nie wie, jakie są zasady awansu, premii, nie mówiąc już o tym, byśmy mieli pojęcie, w jakiej kondycji jest firma, na co ją rzeczywiście stać.

Pracodawcy zresztą usilnie dbają, aby taki stan utrzymać. Doskonałym przykładem są tu rady pracowników, które można tworzyć od 2006

W ciągu trzech ostatnich lat sześciokrotnie zmniejszył się odsetek firm, w których one w ogóle istnieją: do 1,7 proc. Żeby taką radę założyć, trzeba zebrać chętnych: 10 proc. załogi. Nie ma chętnych. A jak są, to pracodawca może skorzystać z oferty rynku szkoleń i wyszkolić się, jak takie inicjatywy torpedować.

Niestety, jak gorzko stwierdziła „Polityka”

Aż wierzyć się nie chce, że Polska, kolebka Solidarności, stoczyła się właściwie na dno pracowniczej niesolidarności.

To właśnie ona prowadzi do sytuacji, że na pytanie „czy w przyszłości będzie lepiej, niż jest teraz” – jak zauważa prof. Krzysztof Zagórski, socjolog z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie – dziś odpowiadamy w większości tak:

 było lepiej, jest dobrze, będzie gorzej, a jeśli za pięć lat będzie lepiej, to i tak gorzej niż teraz.

Czy tak musi być? Nie, ale do tego potrzeba zorganizowania jak największej liczby pracowników w silne związki zawodowe, takie jak NSZZ Solidarność. To bowiem najlepszy i najskuteczniejszy sposób, aby zadbać o godne warunki pracy, sprawiedliwe wynagrodzenia oraz poszanowanie prawa zarówno na poziomie zakładu pracy, jak i kraju. Jak bowiem trafnie zauważa „Polityka”

Bez wątpienia jednak od państwa oczekuje się, aby było strażnikiem standardów na rynku pracy, tworzyło i egzekwowało przepisy zapobiegające wyzyskowi. Przykład rozwiązania w swoim niedawno wygłoszonym orędziu przedstawił amerykański prezydent Barack Obama, aby o zamówienia publiczne mogły się starać tylko firmy realnie płacące przynajmniej pensję minimalną.

Tymczasem w Polsce przetarg na dostarczanie przesyłek sądowych wygrywa – gdyż oferuje najniższą cenę – firma zarejestrowana na Cyprze, która zatrudnia doręczycieli korespondencji na umowy śmieciowe opiewające na góra kilkaset złotych miesięcznie. Kosztów społecznych takiego rozwiązania  oczywiście nikt z ministerialnych urzędników nie wziął pod uwagę. My zawsze o nich pamiętamy i bronimy praw pracowniczych. Dlatego we własnym dobrze pojętym interesie warto jak najszybciej wstąpić do NSZZ Solidarność!  

(opr. inf)