Nasza strona internetowa wykorzystuje pliki cookie, m.in. do tego, aby wyświetlić dopasowaną ofertę oraz zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie, które wykorzystujemy w celu jej dostosowywania do potrzeb użytkowników. Nie musisz obawiać się o swoją prywatność.
Pliki cookie zawierają wyłącznie anonimowe informacje.
Jeśli chcesz zrezygnować z korzyści, które dają Ci pliki cookie, możesz to zrobić, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Tutaj dowiesz się, jak to zrobić.

Ankieta

Czekaj...

Tygodnik Solidarność

Tygodnik Solidarność

Rekreacja i kultura

W opracowaniu

 

Głodowe płace duszą gospodarkę

2013-02-09

Nie ma prawdziwej wolności bez własności. Tymczasem Polaków, mimo pozornej wolności politycznej i wolności słowa (coraz bardziej ograniczanej), utrzymuje się w sytuacji półzniewolenia pod względem ekonomicznym. Polskim problemem numer jeden są niskie płace – stwierdza Krzysztof Świątek w ostatnim „Tygodniku Solidarność”.

Jednocześnie, jak zauważa autor, rządzący tylko głodowymi płacami starają się rywalizować w globalnej gospodarce

nie dajmy się zbałamucić pokrętną, neoliberalną argumentacją, że o wszystkim decyduje wolny rynek, a Polska może konkurować wyłącznie niskimi kosztami pracy. Polska miała konkurować innowacyjnością, kapitałem ludzkim, czyli indywidualnymi zdolnościami i kwalifikacjami. Co z tego wyszło, ministrze Boni? Nic.

Jak szacuje prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych przy obecnych wskaźnikach wzrostu wynagrodzeń i tempie wzrostu PKB wynoszącym 3 proc. polskie wynagrodzenia dogonią średnie płace UE za 34 lata, czyli dopiero w połowie obecnego stulecia. Jednak w 2012 polski PKB wzrósł tylko o 2 proc. a prognozy na 2013 są bardziej pesymistyczne.

Poziom wydajności pracy UE osiągniemy dużo szybciej. – Wydajność jest mniejsza nie dlatego, że w pracę wkładamy mniej wysiłku. Powodem jest to, że firmy często nie mają najnowszych technologii produkcji i nowoczesnych maszyn – mówi prof. Kabaj.

Na razie unijny poziom doganiają w Polsce głównie wynagrodzenia prezesów, co prowadzi do ogromnych dysproporcji płacowych. Tymczasem jak podkreśla prof. Kabaj:

płace prezesów we Francji, Niemczech i Wlk. Brytanii mogą się zwiększać proporcjonalnie do wzrostu średnich płac pracowników. To etycznie uzasadnione. W Polsce płace prezesów oderwano od średnich płac pracowników (…) Rozpiętości wynagrodzeń są niewielkie w krajach skandynawskich, które najlepiej funkcjonują teraz w czasie kryzysu i mają najwyższe tempo wzrostu. Te kraje zawsze krytykowano za nadmierny „socjal”, ale one najlepiej na tym wyszły.

Ekonomista odnosi się również do twierdzenia, że ze wzrostem płac rośnie bezrobocie.

Nie ma w literaturze przedmiotu dowodu na to, że wzrost minimalnych wynagrodzeń, np. o 50 proc. powoduje gwałtowny wzrost bezrobocia. Są dwa eksperymenty: węgierski i słowacki. Na Węgrzech rząd doszedł do wniosku, że trzeba podnieść płacę minimalną o 100 proc. Wszyscy ekonomiści krzyczeli, że to doprowadzi do katastrofy. Okazało się, że ten wzrost wynagrodzeń, które były bardzo niskie, doprowadził do wzrostu popytu, a wzrost popytu – do wzrostu zatrudnienia. Bo przecież, producenci wytwarzają swoje wyroby, by je sprzedać. Węgierskie doświadczenie sprzed 5 lat dowodzi, że to nie jest groźne. Uważam, że szybciej należy podnosić minimalne wynagrodzenie niż rośnie średnie, bo to powoduje wzrost popytu.
Niskie wynagrodzenia są także powodem wzrostu bezrobocia. Płace tworzą popyt. Ludzie, którzy zarabiają minimalne bądź średnie wynagrodzenia, niemal wszystko wydają na zakup dóbr podstawowych, więc jest to popyt efektywny.

Wystarczy zresztą przeanalizować wskaźniki GUS, aby stwierdzić, że niskie wynagrodzenia sprzyjają wzrostowi, a nie spadkowi bezrobocia. Jak zauważa publicysta „Tygodnika Solidarność”:

w 2012 roku płace realne pracowników spadły o 0,3 proc. Polacy mniej wydawali, firmy ograniczały produkcję i zwalniały, a to wszystko przełożyło się na niższy od zakładanego wzrost gospodarczy, który wyniósł tylko 2 proc.
Nie jest też prawdą, że w Polsce nie ma z czego podnosić pracownikom pensji. Jeżeli na kontach firm znajduje się 200 mld zł, a ich zarządy zostały suto nagrodzone, to znaczy, że w bankach są wypracowane przez pracowników zyski, których zostali pozbawieni. Powiedzmy mocniej – zostali ograbieni!

Cały artykuł Krzysztofa Świątka „Wyzysk Polski” czytaj tutaj.

(opr. zz)