Pliki cookie zawierają wyłącznie anonimowe informacje.
Jeśli chcesz zrezygnować z korzyści, które dają Ci pliki cookie, możesz to zrobić, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Tutaj dowiesz się, jak to zrobić.
Im bardziej elastyczny jest rynek pracy, tym niższe są płace – przekonuje Heiner Flassbeck, ekonomista i były niemiecki minister finansów w ostatnim numerze „Polityki”. Dodając, że niskie płace to efekt niszczenia związków zawodowych, walczących o godne wynagrodzenia.
Jednocześnie jak zauważa honorowy profesor Uniwersytetu Hamburskiego presja na obniżanie kosztów pracy, choć na krótką metę pozwala zwiększać firmowe zyski, w dłuższej perspektywie przynosi wszystkim straty.
Im niższe są płace, tym niższy jest popyt wewnętrzny. Im niższy jest popyt, tym mniejsza jest produkcja i zatrudnienie, słabszy wzrost i inwestycje, skromniejsze wpływy z podatków, większy dług publiczny i bezrobocie. To jest pułapka w którą wpadli Anglicy i Amerykanie, kiedy zniszczyli związki zawodowe.
Dlatego też optymalnym rozwiązaniem jest aby płace rosły razem z wydajnością pracy. Tak powinna zdaniem Heinera Flassbecka wyglądać prawidłowa polityka makroekonomiczna, co ostatnio zrozumiały nawet Chiny, ale jeszcze nie tzw. przywódcy unijni.
Utrzymujące zaniżony kurs juana i tłumiące wewnętrzną konsumpcję (…) Chiny niszczyły produkcję w dużej części świata. Problem polega na tym, że Chiny pod wewnętrzną i zewnętrzną presją już tę politykę zmieniają. A polityka Niemiec ani drgnie. Chociaż w połączeniu z działaniem unii walutowej spycha ona inne kraje w deficyt i powoduje kryzys całej strefy euro.
Wyjściem z tej sytuacji nie jest jednak cięcie płac
Cięcie płac zmniejsza popyt, powoduje recesję, pogłębia deficyt, zwiększa dług publiczny i napędza kryzys.
Tymczasem forsowane przez obecny rząd zmiany w Kodeksie pracy (więcej czytaj tutaj) prowadzą właśnie do obniżki płac, przez praktyczną likwidację płatnych nadgodzin oraz zwiększania – i tak już ogromnego – długu publicznego.
To również wynika z polityki hamowania płac. Kiedy nie rosną płace, nie rosną też wpływy podatkowe. Zadłużenie (…) rządu wzrasta proporcjonalnie do rezerw finansowych przedsiębiorstw.
Pod koniec 2011 GUS podał, że polskie firmy miały na kontach 183 mld zł, czyli równowartość dwóch trzecich rocznego budżetu państwa! Jak trafnie zauważa Heiner Flassbeck
Firmy przechwytują owoce wzrostu gospodarczego, kosztem pracowników i państwa.
Tymczasem
Żadna gospodarka nie może się rozwijać, jeżeli przedsiębiorstwa zamiast brać kredyty trzymają gotówkę w bankach. Gospodarka rozwija się prawidłowo, kiedy pracownicy mają oszczędności, a pracodawcy kredyty.
Niestety w naszym kraju jest dokładnie na odwrót, co sprawia, że Polacy są zadłużeni, Polska jest zadłużona, a działające w Polsce firmy mają w bankach ogromne pieniądze. Nie przeznaczą ich jednak – wbrew zaklęciom rządu i neoliberałów – na inwestycje, gdyż jak wyjaśnia niemiecki ekonomista
Nikt nie inwestuje, kiedy popyt nie rośnie i nie ma komu sprzedać. Inwestycje wynikają z oczekiwanego wzrostu popytu, a nie z oszczędności, czyli ograniczania popytu. Jak pan zaoszczędzi sto złotych, to ja tych stu złotych nie zarobię. Jak nie sprzedam i nie zarobię, to nie zainwestuję. Jak nie zainwestuję, to nie dam panu zarobić. W ten sposób logika neoklasycznej ekonomii niszczy gospodarki krajów, które w nią wierzą. Im większe oszczędności, tym mniejsze inwestycje i większe bezrobocie.
Równocześnie to prosta droga do kryzysu
Kiedy przedsiębiorstwa nie zaciągają kredytów, gospodarka staje. Dlatego takim problemem jest kapitałowy filar systemów emerytalnych (a taki obecnie obowiązuje w Polsce – przyp. inf), który wymusza duże prywatne oszczędności. Kraje, które go wprowadziły mają kłopot, bo tłumiąc popyt, ograniczają inwestycje przedsiębiorstw i napędzają zadłużenie rządów.
Jak bowiem zauważa ekonomista Uniwersytetu Hamburskiego nie można w prosty sposób przenosić mechanizmów indywidualnych oszczędności na procesy makroekonomiczne
Oszczędzanie prywatnie jest cnotą i oznaką zapobiegliwości. Ale społecznie może być katastrofalnie szkodliwe (…) Ludzie myślą, że oszczędzając, dbają o swoją przyszłość. Prywatnie bywa to prawda. W skali społecznej jest dokładnie na odwrót (…) Za dużo oszczędzających, a za mało inwestujących – to jest dzisiaj kluczowy problem zachodnich gospodarek. W Niemczech oprocentowanie kredytów jest niższe niż inflacja, a wciąż brakuje chętnych do pożyczania i inwestowania.
Dlaczego tak się dzieje? Heiner Flassbeck wyjaśnia
Nikt nie będzie wydawał więcej pieniędzy, nikt nie będzie pożyczał ani inwestował, dopóki nie zaczną wyraźnie rosnąć płace. Firmy nie pożyczają i nie inwestują, gdy popyt nie rośnie, a ludzie nie pożyczają, jeśli nie oczekują, że po kolejnej podwyżce spłacą kredyt bez dodatkowych wyrzeczeń.
Niestety obecnie w Europie
Wszyscy mówią tylko o cięciach i oszczędnościach, czyli o duszeniu gospodarki (…) i nie mamy jak wyjść z kryzysu.
Natomiast Chiny
zwiększają płace i rewaluują juana, dzięki czemu rośnie ich popyt wewnętrzny i mimo kryzysu utrzymują wysokie tempo wzrostu.
(opr. inf)
MASZ CIEKAWĄ PROPOZYCJE
NAPISZ DO NAS!